Pokazywanie postów oznaczonych etykietą odchudzanie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą odchudzanie. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 13 grudnia 2016

Efekty mojego odchudzania (1 lipiec-12 grudzień '16)

Bo nieważne ile masz lat! Masz tyle lat na ile się czujesz!
Od momentu, w którym zaczęłam się odchudzać minęło właśnie prawie 5,5 miesiąca, zaliczyłam 21 kg na minusie, więc chyba mogę mówić już o moim małym sukcesie ;)

Czas na konkrety wyrażone w liczbach! Jesteście ciekawi? Poniżej załączam wyniki z pomiaru składu mojego ciała, od lewej: 11 sierpień, 13 październik i 12 grudzień.

WAGA -21 kg
BYŁO: 96 kg/165cm BMI 35.3 II stopień otyłości 01.07.16

JEST: 75 kg/165cm BMI 27.5 nadwaga 12.11.16

OBWODY - 92,5 cm
(suma utraty cm: biust, pod biustem, pas, biodra, udo, łydka)
BYŁO: biust 106 cm            JEST: biust 93 cm          -13 cm
pod biustem 95 cm             pod biustem 80 cm          -15 cm
pas 108 cm                            pas 82 cm                     -26 cm
biodra 112 cm                     biodra 94-96 cm             -18 cm
udo 68 cm                              udo 54 cm                   -14 cm
łydka 48 cm                          łydka 41,5 cm               -6,5 cm

*wahanie obwodu bioder wynika z ilości ćwiczeń "pompujących" pośladki ;) 
*gdybym mierzyła jeszcze (jak inni) talię, szyję, ramię itp, to spadek cm w obwodach sięgnąłby pewnie -130 cm albo i więcej... 
*u mnie słabo z matematyką, mam nadzieję że się nie pomyliłam w liczeniu ;) 

Dlaczego to ujawniam? Nie wstydziłam się siebie wtedy, tym bardziej nie mam powodów do wstydu teraz. Może od dawna chcesz schudnąć, ale brakuje Ci kopa, motywacji, może komuś takie szokujące zestawienie liczbowe pomoże?

Z czego cieszę się najbardziej? Ze spadku WIEKU METABOLICZNEGO! w 4 miesiące z 44 lat odmłodniałam do 25 lat! (rocznikowo za chwilę wskoczy mi w metrykę 30-stka) - zajebiste uczucie mieć młodsze ciało od metryki. Jaram się niesamowicie, zwłaszcza, że przede mną nadal kupa pracy, więc prawdopodobnie moje "odmłodzenie" jeszcze trochę się pogłębi ;) 

MASA MIĘŚNI -  moje mięśnie ważyły w sierpniu 53.6 kg - rewelka! dzięki temu moja otyłość nie wyglądała aż tak źle ;) Obecnie moje mięśnie to 52.7 kg, nieznacznie je spalam, ale to w moim przypadku raczej dobrze, bo być może jednak uda mi się dociągnąć do wagi 60 kg - marzenie.

TŁUSZCZ - w sierpniu stanowił aż 34.3% mojego ciała, obecnie jest to już tylko 26% i mieszczę się w normie - wręcz mam wzorcową ilość. Dolna granica to 21%, kto wie może uda mi się jeszcze trochę zjechać z tłuszczyku? ;)

VISCERAL FAT RATING, czyli wskaźnik tłuszczu trzewnego: 3 (było 5) - super! moje organy wewnętrzne są coraz mniej obklejone tłuszczem. Podobno trudno pozbywa się tego tłuszczu, więc jestem z siebie dumna.

To chyba wszystkie ważne cyferki - koniec analizy! Jeśli coś pominęłam, jeśli chcecie coś wiedzieć zapraszam do dyskusji w komentarzach :) Jesteście ciekawi efektów wizualnych? Już zaspokajam Waszą ciekawość. Niestety zdjęć jest mało, bo padła mi karta pamięci :( później Michał ciągle pracował - sama sobie zdjęć pleców, czy tricepsów nie cyknę, a w nocy światło jest ciulowe... W kolejnym poście o moich treningach postaram się o więcej zdjęć ;) 

Od lewej: lipiec, sierpień, listopad
Na brzuchu przez nadmiar skóry nadal słabo widać kaloryfer, który tam się ładnie tworzy ;) 

Pewnie myślicie, że zajebiście jest tak schudnąć i w ogóle, no niestety są też minusy... Czas na wady odchudzania!
-----> W szybkim czasie okazało się, że nie mam co na siebie włożyć - wszystkie ciuchy stały się wielkimi workami, chciałoby się kupić nowe ubrania, które podkreśla figurę, ale trzeba sprzedać stare, no i nie ma co szaleć z zakupami, bo nadal chudnę i nowe ciuchy za 2 miesiące mogą okazać się znów za duże...
-----> Skóra - niestety nie wygląda za dobrze :( najgorzej jest na dole brzucha i po wewnętrznej stronie ud oraz po zewnętrznej stronie bioder... wszystko wygląda w miarę OK dopóki nie robię deski lub nie leżę na boku. Pod tym względem wolałam już moje pełne kształty - przynajmniej nic mi nie wisiało w takim stopniu. Niestety w moim wieku skóra nie produkuje już kolagenu, ale pocieszam się, że to dopiero niecałe pół roku i jest cień szansy, że za rok, dwa dzięki pielęgnacji, ćwiczeniom i masażom skóra przynajmniej trochę się ogarnie i wciągnie. Przybyło też rozstępów... Tu się mocno rozczarowałam, bo myślałam, że jak schudnę to moje ciało będzie genialnie wyglądało w bikini, miesiąc zajęło mi zaakceptowanie tego stanu rzeczy. Przez chwilę przeszło mi nawet przez myśl, że jebać to całe odchudzanie, biorę się za jedzenie wtedy skóra znów będzie napięta, bo przytyje. Na szczęście szybko się pozbierałam psychicznie. Bardzo ważne jest także to, że mojemu facetowi te zwisające fałdy skóry nie przeszkadzają - uważa, że wyolbrzymiam problem i nic mi nie wisi w takim stopniu jak ja to widzę ;) 
-----> Zimno - niemal nieustannie jest mi zimno, bo organizm nie ogrzewa się już sam w takim stopniu, jak wtedy kiedy dźwigałam tyle kilogramów. Czasem nawet wiele warstw ubrań nie pomaga, najlepiej rozgrzewa mnie aktywność fizyczna, herbata nie pomaga. 

Myślicie, że osiadłam na laurach? Nic bardziej mylnego! Cisnę dalej, mam nadzieję, że do lipca 2017 osiągnę swój cel, czyli 60 kg, ale jeśli zatrzymam się na 65 kg to też będzie super. 
Jeśli Wam też udało się schudnąć to pod żadnym pozorem nie wracajcie do starych, niezdrowych nawyków żywieniowych! Nie ma się co dziwić, że tak wielu osobom nie udaje się utrzymać wagi, skoro po osiągnięciu celu znów robią ze swojego ciała śmietnik.

Jeśli kogoś ciekawi temat lub chcecie się pochwalić swoimi efektami, to zapraszam do dyskusji w komentarzach, miłego dnia! 

czwartek, 17 listopada 2016

Krytyczny moment i decyzja o rewolucji w moim życiu, czyli o tym, jak zacząć zdrowo się odżywiać.

grafika google
Ten krytyczny moment, to był dzień pod koniec czerwca, kiedy waga pokazała 96 kg przy wzroście 165 cm... Jest początek lipca 2016 roku, niespełna 1,5 miesiąca przed moimi 29 urodzinami i decyzja - albo teraz albo nigdy! Mam nieco ponad rok żeby do 30-stych urodzin zostać najlepszą wersją samej siebie!!! Powiedziałam sobie: "Dziewczyno, masz ostatnia szanse żeby się ogarnąć i doprowadzić do ludzkiej postaci! Nikt tego za ciebie nie zrobi! Teraz masz najlepszy czas, zegar tykający do 30-stki i świadomość, że z wiekiem będzie coraz trudniej schudnąć muszą ci dać mega motywacje!" I tak się stało - koniec z wymówkami, nie ma, że boli, że od jutra, że mi się nie chce. Jeśli mnie znacie, to wiecie, że jestem cholernie uparta i dążę do celu niemalże po trupach jak coś sobie postanowię. 

W sumie, to nie waga zadecydowała o rewolucji w moim życiu. Bardziej to, że nie mogłam już patrzeć na swoje odbicie w lustrze, w witrynach sklepowych, coraz trudniej było kupić fajne ciuchy, które dobrze leżały. Wcześniej zamiast się ogarnąć, to jadłam na pocieszenie. Tamtej Anki już nie ma! i nie wróci! Chciałam się też zmierzyć sama ze sobą, bo bądźmy szczerzy - odchudzanie wymaga od nas niezłej dyscypliny i mega samozaparcia i uporu, zwłaszcza na początku, zanim przestawimy się na zupełnie inne życie i je polubimy bardziej od wcześniejszego. Nie będę owijała w bawełnę, jeśli nie masz jaj ze stali i silnego charakteru, to będzie Ci ciężko schudnąć raz a dobrze i to bez efektu jojo.

Początki? Bardzo niewinne. Myślałam, że będzie jak zwykle, czyli stracę troszkę brzuszka jak co lato, bo jest masa świeżych warzyw i owoców a przez upały nie miewam ochoty na konkretne jedzenie. Nie miałam planu, ale gdzieś w głowie tliła się myśl, że teraz muszę, że do 30-stki będę szczupła i piękną. Nie było to jednak moja obsesją. 
grafika google
Nie lubię słowa "dieta" i "odchudzanie" na ich widok lub dźwięk mam gęsia skórkę. Dlatego też unikam tych słów na moim blogu i w życiu. Jeśli już mówię o diecie, to mówię o diecie wegańskiej, ale dla mnie to bardziej styl życia niż dieta w rozumieniu potocznym. Dieta i odchudzanie wielu ludziom źle się kojarzy (mi również), mówiąc przechodzę na dietę ludzie najczęściej niestety tylko na chwile zmieniają swoje odżywianie i tak w kółko, bo lato się zbliża, bo sylwester i trzeba się w kieckę zmieścić. A w tym wszystkim nie o to chodzi! To nie ma być męczarnia, kara i katorga, żeby mieć efekty trzeba polubić nowy, zdrowszy styl życia już na zawsze. Bez tego moim zdaniem nie ma mowy o sukcesie. Pamiętajcie, że nie ma jednej uniwersalej recepty na sukces, nie istnieje "dieta cud", która uczyni Was szczupłymi i pięknymi bez Waszej pracy.

Co więc zrobiłam, że zaczęłam chudnąć? Poniżej moje małe kroczki do sukcesu:

  • Mocno ograniczyłam porcje, ale warzywa i owoce jadłam praktycznie do oporu, również te pieczone, gotowane, czy duszone. 
  • Ilość zjadanego dziennie pieczywa ograniczyłam do 1-4 małych kromek pełnoziarnistego chleba lub 2 bułeczek fitness, były dni kiedy w ogóle nie zjadłam pieczywa. Ograniczenie pieczywa było chyba najtrudniejsze, bo kocham kanapeczki. 
  • Koniec z majonezami, pesto, sosami, frytkami, pasztetami i burgerami, smażonymi plackami ziemniaczanymi/cukiniowymi itp ze spora zawartością oleju/oliwy - tego też mi brakuje, bo te same dania okrojone z tłuszczu nie smakują tak dobrze, jak ich niezdrowa wersja, ale można się przyzwyczaić ;)
  • Koniec z wieczornymi posiadówkami przy kompie czy przy filmach/serialach z kilkoma piwkami i/lub butelką wina + ciasteczka, paluszki, chipsy, orzeszki (Michał zawsze musiał coś przynieść robiąc zakupy... a jak wiadomo, to co leży na półce cholernie kusi) Tak wiele wegańskich produktów jest niestety śmieciowym i wysoko przetworzonym żarciem.
  • Wyeliminowałam praktycznie całkowicie makarony ze swojego menu, a kochałam je bardzo i to w sporych ilościach, teraz od wielkiego dzwonu zjem max szklankę gotowanego ciemnego makaronu.
  • Biały ryż zamieniłam na brązowy.
  • Zawsze jadłam dużo kasz, ale teraz jem ich jeszcze więcej, króluje u mnie jaglana, z której można zrobić dosłownie wszystko! oraz gryczana niepalona.
  • Skończyły się tofurniki i inne nie do końca zdrowe ciasta robione przynajmniej raz w tygodniu, bita śmietana (tak, tak to wszystko da się wyczarować na diecie wegańskiej i jest to prostsze w wykonaniu niż na diecie tradycyjnej, niestety...).
  • Dużooo wody mineralnej/źródlanej - podczas upalnych dni, w których dodatkowo sporo ćwiczyłam potrafiłam wypić nawet 3-4 litry wody, teraz kiedy jest zimno bywa, że trudno jest mi dopić do 1,5 l, muszę się poprawić.
  • Jak tak myślę, to chyba całkowicie odstawiłam produkty wysoko przetworzone, a jeśli nie, to ograniczyłam ich spożycie do minimalnego minimum.
  • Pokochałam chrupanie surowej marchewki oraz kalarepki, za czym nie przepadałam .
  • Gęste zawiesiste zupy zamieniłam na krezy warzywne bez kropli oleju, czy oliwy.
  • Pożegnałam sery wegańskie i większość gotowych past - praktycznie sam tłuszcz.
  • Skończyło się pochłanianie kupnych pierogów w dużych ilościach, przez te 4,5 miesiąca zjadłam tylko 3 lub 4 400gramowe paczki i to w kryzysowych sytuacjach, bo nie miałam czasu/siły/czasu/ochoty gotować i planować obiadu.
  • Maniakalnie zaczęłam przestrzegać 5 lub 6 mniejszych posiłków dziennie i to bez względu na sytuację i porę dnia - marchewki i jabłko w pudełku w pracy na 2 śniadanie lub w tramwaju/autobusie, brokuł i/lub kalafior z kotletem w parku podczas spaceru z psem lub wizyty z dzieciakami, którymi się opiekowałam na placu zabaw, litr koktajlu mleczno-owocowo-szpinakowego/jarmużowego.
  • Zaczęłam regularnie i bez ociągania się ćwiczyć, nie ważne, że wstałam przed 5 rano i o 19 wróciłam do domu - trening musiał być i kropka! Przez dłuższy czas ćwiczyłam 6-7 razy w tygodniu, czasem po 2xdziennie, bo skoro efekty były tak dobre i widoczne, to chciałam je jeszcze bardziej podkręcić. Za mądre to nie było, ale o treningach będzie oddzielny post, bo może kogoś to ciekawi.
  • Planowanie posiłków i gotowanie ich na zapas do pudełek oraz systematyczne zakupy z listą w ręku też stały się codziennością, bo jak nie ma co zjeść, a lodówka jest pusta, to bardziej prawdopodobne, że sięgniemy w sklepie po chipsy, ciacha lub jakieś słodkie bułeczki żeby zaspokoić głoda. Życie na pudełkach i butelkach/bidonach bardzo pomaga w odchudzaniu.
  • Cukru w tamtym momencie nie używałam praktycznie w ogóle, sól też od dawna ograniczyłam do minimum.
  • Odstawiłam colę definitywnie, rzadko ją piłam ale jednak się zdarzało, a jak się zdarzyło to w większych ilościach...
Czasem sama się sobie dziwię, jak dałam radę, bo całe lato miałam zawalone obowiązkami po kokardę. Myślę, że chyba niczego nie pominęłam, jeśli coś pominęłam, to dopisze w komentarzu lub edytuje post. 
grafika google
Od tamtego dnia minęło trochę ponad 18 tygodni. Rewolucja nadal trwa. To już nie są wyrzeczenia, to nie jest ciągła walka z lenistwem i samej ze sobą. Teraz zdrowy styl życia, stał się moim drugim ja i nie wyobrażam sobie powrotu do tamtej mnie. Chociaż jestem tylko człowiekiem i pewne grzeszki się zdarzają, ale nie czuje się winna i nie zajadam poczucia winy kolejnym "zabronionym" posiłkiem. Cheat meal - oszukany posiłek robię sobie głównie w nagrodę za dobrze zrobiony, ciężki trening lub w ramach uczczenia zgubienia większej ilości kg lub centymetrów, ale nigdy nie był to w moim wykonaniu posiłek, który mocno odbiegał od zdrowego odżywiania. Średnio są to 2-4 takie posiłki w miesiącu.

Pewnie niektórym z Was, którzy to czytają wydaje się, że to heroiczne poświęcenie, że tak nie da się żyć - ja tak nie uważam, dla mnie to jest teraz normalny styl życia. To tylko wygląda tak strasznie, zwłaszcza na początku. Moje jedzenie ma kolory i smaki, jest różnorodne. O jedzeniu i wizycie u dietetyczki, treningu, efektach, słabościach będą inne posty. To nie będzie kolejny fit blog, ale może komuś moja pisanina pomoże w podjęciu decyzji o zmianie swojego stylu życia na lepszy?

Trzymajcie się cieplutko i nie dajcie się listopadowej chandrze! 

piątek, 28 października 2016

3,2,1... START!!! Najlepsza wersja samej siebie do 30-stki!

STARTUJEMY!!!
No więc tak, to pierwszy mój post na tym blogu. Swoją przygodę z blogowaniem rozpoczęłam ponad rok temu od nieistniejącego już bloga weg_Anka_i_Tajga, który zmienił się na: Tajga - Owczarek Mazowiecki Kelpie. Z weg_Anki powstał ten oto blog, który teraz czytacie: weg_Anka_i_jej_świat. Wcześniejsze posty zostały przeniesione z poprzedniego bloga.

Tyle w woli wyjaśnienia. Dzisiejszy post będzie o totalnej zmianie w moim życiu, która rozpoczęła się w lipcu tego roku, a z którą nosiłam się od wielu lat, ale jakoś mi nie wychodziło... zawsze było jakieś "ale" - DIETA. Nie, nie będzie tu diet 1200 kcal ani głodówek! Ten post będzie jedynie wstępem do całej historii, albo przygody, która wciąż trwa.




Zaczęłam się zdrowo odżywiać, zmieniłam nawyki żywieniowe i styl życia. Poniekąd można powiedzieć, że stałam się nowa osobą, dlaczego? Pomyślałam sobie: "jak nie teraz, to nigdy!" Rok przed 30-stką, to najlepszy czas na zmiany. Zmiany totalne. Mam zamiar do tego czasu osiągnąć najlepszą wersję samej siebie! :) Nie dam Wam recepty na sukces, ale może zmotywuje kogoś do działania? Zainspiruje do walki o samą (samego - może jakiś pan też to przeczyta ;) ) siebie. Nie ma jednego sposobu na osiągnięcie celu dla każdego. Nasze ciała i organizmy różnią się od siebie, prowadzimy różny tryb życia, mamy różne cele, inne rzeczy sprawiają nam przyjemność itd itp.

Zaczęłam od banału - MŻ (mniej żreć) :P i tak w jakiś miesiąc straciłam 10 kg ;) to mnie niesamowicie zmotywowało, bo skoro bez większego wysiłku tyle się udało, to może warto bardziej się wysilić i pociągnąć dalej odchudzanie.

Dodam, że zawsze prowadziłam mocno aktywny tryb życia i mimo sporej nadwagi miałam dobrą kondycje. Posiadanie psa od niemal 3 lat i codzienne spacery po 8-15 km tylko mi w tym pomagały ;) od dzieciaka uwielbiałam jeździć na rowerze i temu zawdzięczam moje mega łydy, z którymi niewiele można niestety zrobić...

Dobra na dziś tyle, bo to tylko wstępno-organizacyjna notka. Jesteście ciekawi "diety"? Treningów? Motywacji? Efektów? - zachęcam do obserwowania ;) Tak wiem, blog nie wygląda jeszcze zbyt dobrze, ale obiecuje go ogarnąć! Muszę przemyśleć jeszcze parę rzeczy. Mam nadzieje, że tak jak dla mnie i dla Was treść będzie ważniejsza od zdolności informatycznych ;)

Co dziś zrobiłaś/zrobiłeś dla siebie? Ja jestem już po treningu i staram się dbać o "czystą michę" oraz picie dużych ilości wody.

Chcesz dobrej rady? NIE MA "OD JUTRA!"

Zamiast tylko oglądać metamorfozy i filmiki z ćwiczeniami i zazdrościć innym sama/sam "ZACZNIJ TU i TERAZ, OD DZIŚ!"

Miłego dnia :) :) :)