Pokazywanie postów oznaczonych etykietą motywacja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą motywacja. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 13 grudnia 2016

Efekty mojego odchudzania (1 lipiec-12 grudzień '16)

Bo nieważne ile masz lat! Masz tyle lat na ile się czujesz!
Od momentu, w którym zaczęłam się odchudzać minęło właśnie prawie 5,5 miesiąca, zaliczyłam 21 kg na minusie, więc chyba mogę mówić już o moim małym sukcesie ;)

Czas na konkrety wyrażone w liczbach! Jesteście ciekawi? Poniżej załączam wyniki z pomiaru składu mojego ciała, od lewej: 11 sierpień, 13 październik i 12 grudzień.

WAGA -21 kg
BYŁO: 96 kg/165cm BMI 35.3 II stopień otyłości 01.07.16

JEST: 75 kg/165cm BMI 27.5 nadwaga 12.11.16

OBWODY - 92,5 cm
(suma utraty cm: biust, pod biustem, pas, biodra, udo, łydka)
BYŁO: biust 106 cm            JEST: biust 93 cm          -13 cm
pod biustem 95 cm             pod biustem 80 cm          -15 cm
pas 108 cm                            pas 82 cm                     -26 cm
biodra 112 cm                     biodra 94-96 cm             -18 cm
udo 68 cm                              udo 54 cm                   -14 cm
łydka 48 cm                          łydka 41,5 cm               -6,5 cm

*wahanie obwodu bioder wynika z ilości ćwiczeń "pompujących" pośladki ;) 
*gdybym mierzyła jeszcze (jak inni) talię, szyję, ramię itp, to spadek cm w obwodach sięgnąłby pewnie -130 cm albo i więcej... 
*u mnie słabo z matematyką, mam nadzieję że się nie pomyliłam w liczeniu ;) 

Dlaczego to ujawniam? Nie wstydziłam się siebie wtedy, tym bardziej nie mam powodów do wstydu teraz. Może od dawna chcesz schudnąć, ale brakuje Ci kopa, motywacji, może komuś takie szokujące zestawienie liczbowe pomoże?

Z czego cieszę się najbardziej? Ze spadku WIEKU METABOLICZNEGO! w 4 miesiące z 44 lat odmłodniałam do 25 lat! (rocznikowo za chwilę wskoczy mi w metrykę 30-stka) - zajebiste uczucie mieć młodsze ciało od metryki. Jaram się niesamowicie, zwłaszcza, że przede mną nadal kupa pracy, więc prawdopodobnie moje "odmłodzenie" jeszcze trochę się pogłębi ;) 

MASA MIĘŚNI -  moje mięśnie ważyły w sierpniu 53.6 kg - rewelka! dzięki temu moja otyłość nie wyglądała aż tak źle ;) Obecnie moje mięśnie to 52.7 kg, nieznacznie je spalam, ale to w moim przypadku raczej dobrze, bo być może jednak uda mi się dociągnąć do wagi 60 kg - marzenie.

TŁUSZCZ - w sierpniu stanowił aż 34.3% mojego ciała, obecnie jest to już tylko 26% i mieszczę się w normie - wręcz mam wzorcową ilość. Dolna granica to 21%, kto wie może uda mi się jeszcze trochę zjechać z tłuszczyku? ;)

VISCERAL FAT RATING, czyli wskaźnik tłuszczu trzewnego: 3 (było 5) - super! moje organy wewnętrzne są coraz mniej obklejone tłuszczem. Podobno trudno pozbywa się tego tłuszczu, więc jestem z siebie dumna.

To chyba wszystkie ważne cyferki - koniec analizy! Jeśli coś pominęłam, jeśli chcecie coś wiedzieć zapraszam do dyskusji w komentarzach :) Jesteście ciekawi efektów wizualnych? Już zaspokajam Waszą ciekawość. Niestety zdjęć jest mało, bo padła mi karta pamięci :( później Michał ciągle pracował - sama sobie zdjęć pleców, czy tricepsów nie cyknę, a w nocy światło jest ciulowe... W kolejnym poście o moich treningach postaram się o więcej zdjęć ;) 

Od lewej: lipiec, sierpień, listopad
Na brzuchu przez nadmiar skóry nadal słabo widać kaloryfer, który tam się ładnie tworzy ;) 

Pewnie myślicie, że zajebiście jest tak schudnąć i w ogóle, no niestety są też minusy... Czas na wady odchudzania!
-----> W szybkim czasie okazało się, że nie mam co na siebie włożyć - wszystkie ciuchy stały się wielkimi workami, chciałoby się kupić nowe ubrania, które podkreśla figurę, ale trzeba sprzedać stare, no i nie ma co szaleć z zakupami, bo nadal chudnę i nowe ciuchy za 2 miesiące mogą okazać się znów za duże...
-----> Skóra - niestety nie wygląda za dobrze :( najgorzej jest na dole brzucha i po wewnętrznej stronie ud oraz po zewnętrznej stronie bioder... wszystko wygląda w miarę OK dopóki nie robię deski lub nie leżę na boku. Pod tym względem wolałam już moje pełne kształty - przynajmniej nic mi nie wisiało w takim stopniu. Niestety w moim wieku skóra nie produkuje już kolagenu, ale pocieszam się, że to dopiero niecałe pół roku i jest cień szansy, że za rok, dwa dzięki pielęgnacji, ćwiczeniom i masażom skóra przynajmniej trochę się ogarnie i wciągnie. Przybyło też rozstępów... Tu się mocno rozczarowałam, bo myślałam, że jak schudnę to moje ciało będzie genialnie wyglądało w bikini, miesiąc zajęło mi zaakceptowanie tego stanu rzeczy. Przez chwilę przeszło mi nawet przez myśl, że jebać to całe odchudzanie, biorę się za jedzenie wtedy skóra znów będzie napięta, bo przytyje. Na szczęście szybko się pozbierałam psychicznie. Bardzo ważne jest także to, że mojemu facetowi te zwisające fałdy skóry nie przeszkadzają - uważa, że wyolbrzymiam problem i nic mi nie wisi w takim stopniu jak ja to widzę ;) 
-----> Zimno - niemal nieustannie jest mi zimno, bo organizm nie ogrzewa się już sam w takim stopniu, jak wtedy kiedy dźwigałam tyle kilogramów. Czasem nawet wiele warstw ubrań nie pomaga, najlepiej rozgrzewa mnie aktywność fizyczna, herbata nie pomaga. 

Myślicie, że osiadłam na laurach? Nic bardziej mylnego! Cisnę dalej, mam nadzieję, że do lipca 2017 osiągnę swój cel, czyli 60 kg, ale jeśli zatrzymam się na 65 kg to też będzie super. 
Jeśli Wam też udało się schudnąć to pod żadnym pozorem nie wracajcie do starych, niezdrowych nawyków żywieniowych! Nie ma się co dziwić, że tak wielu osobom nie udaje się utrzymać wagi, skoro po osiągnięciu celu znów robią ze swojego ciała śmietnik.

Jeśli kogoś ciekawi temat lub chcecie się pochwalić swoimi efektami, to zapraszam do dyskusji w komentarzach, miłego dnia! 

poniedziałek, 5 grudnia 2016

Aktywność fizyczna/ćwiczenia/treningi - moje początki i rady dla chcących zacząć regularnie ćwiczyć

galeria google

Uprzedzając pytania i hejty - nie jestem trenerem personalnym, tak samo jak i nie jestem specem od diety :P Nie jestem tez lekarzem ani fizjoterapeutą. Moimi postami pragnę podzielić się z Wami moimi spostrzeżeniami, sukcesami i porażkami, fajnie jeśli kogoś przy okazji zmotywuję do działania. To, że coś działa u mnie, nie oznacza, że u Ciebie przyniesie takie same rezultaty - pamiętaj o tym! Nie traktuj moich wpisów śmiertelnie poważnie, jeśli masz jakiś problem zdrowotny/kontuzje skonsultuj się ze specjalistą! Jestem tylko człowiekiem i mogę się mylić, jak każdy z nas.

START!

Jak zacząć ćwiczyć? Normalnie! Zwyczajnie, rusz swój tyłek z kanapy/łóżka/krzesła/fotela - bez tego nie zaczniesz! Pewnie ciekawi Was jak ja ćwiczyłam, więc spróbuje sobie wszystko przypomnieć i opisać niżej.
  • codzienne długie spacery z psem, dość szybkim tempem (średnio 5-6km/h), jeśli tylko praca na to pozwalała, to jeden 10-20 km długi spacer + dwa krótkie lub tylko 1 długi, czasem tylko 2 krótkie
  • praca 8-11 godzin dziennie, rzadko miałam czas na posiedzenie sobie
  • 6x w tygodniu jazda na rowerku stacjonarnym po +/- 32 min, zawsze robiłam dystans 15 km
  • 7x w tygodniu 15, czasem 20 min kręcenia na twisterze
  • 5-7x w tygodniu ćwiczenia z Mel B (znajdziesz je na YouTube), początkowo wybrana partia ciała, ta na którą miałam ochotę - umierałam po 10 min... później 20 min trening całego ciała z Mel B, jak miałam czas i dawałam radę to końcówka sierpnia/wrzesień 40-60 min treningu z Mel B

Efekty były zdumiewające, niestety przełom września/października przyniósł zastój - waga i odwody stały w miejscu, ja miałam chwilę załamania i chciałam się poddać. Nie dałam się! Co zrobiłam?
  • z braku czasu zrezygnowałam z twistera
  • zaczęłam jeździć rowerkiem godzinę aby przyspieszyć metabolizm w nieco wolniejszym tempie, potem jazda interwałami 5x w tygodniu
  • z Mel B ćwiczyłam głównie brzuch, klatkę piersiową i pośladki, ale max 4x w tygodniu
  • dowaliłam sobie cardio, jeszcze nie byłam w stanie robić tabat i burpees, postawiłam więc na Aero Box i Trening Kardio KickBoxing - 300 kcal w 20 minut! (youtube Centrum Sportowca), waga znów szła w dół
  • coraz mniej ćwiczyłam z Mel B, bo moje ciało już przyzwyczaiło się do tych treningów i nie było efektów
  • czasem robiłam boczki z Tiffany (youtube) - niby banalne bujanie się a dawało nieźle popalić, rano wstawałam z łózka jak poobijana
  • stopniowo zmniejszałam ilość jazdy na rowerku do 1-3x w tygodniu po 15 km w około 28-30 min
  • zaczęłam trochę ćwiczyć z 5 kg kettlebell - niestety jest on już dla mnie za lekki :/ 
  • zaczęłam ćwiczyć z Odchudzanie Primavera 5-6x w tygodniu, głównie trening na spalanie, cardio, ramiona, wewnętrzna strona ud, brzuch i boczki - niby nic wielkiego a pociłam się jak dzika świnia i nadal udawało mi się zjeżdżać na wadze w dół 
  • trochę próbowałam ćwiczyć z fitappy2, ale chudość tej dziewczyny zamiast mnie motywować dołowała... ale nie mówię nie 
  • nadal praktykuje długie i szybkie spacery z psem, codziennie jest to (suma wszystkich spacerów, zależnie od czasu i pogody) min. 8 km max. 25 km

Od drugiej połowy listopada znów miałam małe załamanie (o tym w kolejnym poście), spowodowane nie najlepszym stanem mojej skóry po odchudzaniu, ale już się pozbierałam i lecę dalej! Teraz mam plan treningowy (poświęcę mu inny wpis), który czeka na realizację, bo jak to u mnie bywa - ciężko mi się trzymać sztywno planu, ale spróbuję, to w końcu tylko miesiąc. 


Pamiętajcie!
  • róbcie to, na co macie ochotę, nie zmuszajcie się do czegoś, co Wam nie sprawia przyjemności, bo szybko minie Wam zapał! czerpcie radość, siłę i pozytywną energię z Waszych ćwiczeń i ze wszystkiego co w życiu robicie!
  • jeśli macie dużą nadwagę i przy tym nie macie dobrej kondycji to nie róbcie takich maratonów jak ja!
  • nie powielajcie mojego błędu i nie trenujcie 7 razy w tygodniu! ja popadłam w manię ćwiczenia, panicznie bałam się, że jak zrobię sobie dzień resetu, to przytyje 5 kg... nasz organizm potrzebuje 1-3 dni przerwy od ostrego treningu!
  • koniecznie pamiętajcie ZAWSZE! o rozgrzewce przed treningiem oraz o rozciąganiu po treningu, sama przyznaje, że zdarzało mi się je pomijać lub robić niedokładnie, ale to przez brak czasu
  • nie musicie chodzić na siłownię, czy jakieś wyszukane zajęcia za milion monet aby zacząć ćwiczyć i chudnąć, nabierać ładnego wyglądu - masz dostęp do Internetu? ćwicz w domu!
  • ćwicząc pamiętaj o oddychaniu oraz o spinaniu pośladków i łopatek, miej zawsze wyprostowane plecy i ściągnięte łopatki (chyba, że ćwiczenie tego nie wymaga) oraz wciągaj i spinaj brzuch - spalisz dodatkowe kalorie ;)
  • nie zawsze dużo znaczy dobrze i efektywnie, doszłam do 1,5 godz treningów a efektów nie było
  • pamiętajcie o prawidłowej technice wykonywania ćwiczeń! np. brzuszki rób brzuchem, pod żadnym pozorem nie ciąg ciała w górę szyją/karkiem, odcinek lędźwiowy kręgosłupa trzymaj "przyklejony" do podłogi, robiąc przysiady trzymaj ciężar ciała na piętach - odciążysz kolana, plecy prosto i mocno wypychaj pupę do tyłu jakbyś chciał usiąść na niskim taborecie
  • zawsze róbcie coś dla siebie, nigdy dla innych wtedy nie stracisz tak szybko motywacji

Co będzie Ci potrzebne?
  • luźny i wygodny strój do ćwiczeń - może być stara koszulka i rozciągnięte, wyblakłe spodnie dresowe, nie musisz inwestować milionów w ciuchy do ćwiczeń - ja ćwiczę w samym staniku sportowym i cienkich dresach, bo po chwili już jestem mokra jak dzika świnia
  • jeśli jesteś kobietą i masz duży biust koniecznie dobierz odpowiedni i dobrze trzymający biust stanik sportowy! małobiuściaste też to obowiązuje ;)
  • ćwicz w butach, nigdy na bosaka! ja początkowo ćwiczyłam na boso, ale nie polecam, mogą to być najtańsze buty do biegania, czy inne sportowe, byle były wygodne i przewiewne
  • do ćwiczeń na podłodze przyda się mata, ręcznik lub koc, ja ćwiczę na dość cienkiej karimacie kupionej kiedyś za parę złotych na wyjazd do Jarocina
  • uchy sobie okno aby nie paść z braku tlenu
  • jeśli nie dajesz rady zrobić całego zaplanowanego treningu nie dręcz się tym! włącz pauzę, odpocznij i spróbuj za chwilę, albo jutro
  • miej przy sobie wodę do picia
  • nie masz hantli? nie martw się! wystarczy wziąć 2 butelki wody mineralnej (pełne!) i do dzieła! albo konserwy
  • przygotuj się na pot i zmęczenie - inaczej się nie da!
  • nie zapomnij o dobrym humorze i uśmiechu! :)

Mam też agrafkę, której czasem używam do ćwiczenia ud oraz ramion i klatki piersiowej, kompletu ekspanderów z Lidla używałam trochę latem, ale nie bardzo wiedziałam co i jak i nie wierzyłam, że przyniosą efekty, więc leżą i się kurzą. 

Mam nadzieję, że zaspokoiłam tym postem ciekawość niektórych. Nie ma efektów bez ciężkiej pracy. Zazdrościcie komuś, że schudli, że mają mega mięśnie, rzeźbę? Większość tych osób zawdzięcza to swojej ciężkiej pracy, nikt nie rodzi się idealnie zbudowany. Nie ma nic za darmo. Ja jak widzicie przegięłam z ilością ćwiczeń, ale byłam bardzo zmotywowana, wiedziałam, że muszę ciężko pracować aby osiągnąć swój cel. Nie było łatwo, często dzień zaczynałam przed 5 rano a kończyłam około 24, padałam na twarz, ale mimo nawału pracy, dbaniu o odpowiednie posiłki, treningom miałam coraz więcej energii. Czułam w sobie mega moc, wiedziałam, że jeśli się poddam, to ciężko mi będzie wrócić na nowo do regularnych treningów.

Kolejny wpis dotyczący treningów będzie się tyczył teraźniejszości oraz przyszłości, podam Wam fajny plan treningowy i dam namiary na mega wycisk (dla mnie taki jest). Napisze o tym, jak zmieniło się moje podejście do treningu, o moich celach, sukcesach i porażkach, o planach na przyszłość. Za jakieś 2-3 tygodnie dowiecie się o konkretnych efektach jakie osiągnęłam od lipca, będą wydruki z pomiaru składu mojego ciała, będą miary obwodów ciała, będą zdjęcia.


Jeśli trafiliście tu pierwszy raz i zaciekawiła Was tematyka to odsyłam do innych moich wpisów:

Jeśli chcecie o coś zapytać to śmiało! Macie sugestie o czym napisać? Może coś niechcący pominęłam - też dajcie znać. A może też walczycie o najlepszą wersję samych siebie? Miło mi będzie jeśli podzielicie się swoimi historiami lub linkami do swoich blogów.

Miłego dnia! Dbajcie o siebie i pamiętajcie - byle do piątku! ;) 

poniedziałek, 28 listopada 2016

Siła, motywacja, inspiracja

https://www.google.pl/imgres?imgurl=http%3A%2F%2F3.bp.blogspot.com%2F-lfKnc0P1RYg%2FVIYxJlHKB2I%2FAAAAAAAACGc%2FgG2ZIiOO4Ws%2Fs1600%2FMasz%252Bw%252Bsobie%252Bmoc.png&imgrefurl=http%3A%2F%2F365cudow.blogspot.com%2F2014_12_01_archive.html&docid=QeXGKefZnnf_YM&tbnid=Z3X2BWnu6p4TAM%3A&vet=1&w=674&h=445&bih=662&biw=1366&ved=0ahUKEwibqIbggrLQAhWFhiwKHVmaAYYQMwhnKD0wPQ&iact=mrc&uact=8#h=445&vet=1&w=674
Jeśli dopiero jesteś na etapie myślenia o zmianach w swoim życiu, to na pewno szukasz do tego inspiracji i motywacji, walczysz sam/a ze sobą, ze swoimi słabościami, zbierasz siły by zacząć. Nie ważne, czy to dieta, zmiana pracy, przeprowadzka, powiedzenie prawdy przyjaciółce, rozpoczęcie/zakończenie związku, rozpoczęcie regularnych treningów, systematyczne dbanie o siebie. Wszystkie te rzeczy wymagają od nas pewnej odwagi i siły. Nie każdy ma tę moc w sobie, niektórzy jeszcze nie odkryli, że ją mają.

Może nawet na ten blog trafiłeś/aś szukając motywacji i/lub inspiracji. Nic dziwnego, chyba każdy szuka porad jak i od czego zacząć zmiany w swoim życiu. Dziś będę pisała o mojej sile i motywacji mając na myśli głównie moją metamorfozę. O tym jak zaczęłam przeczytasz TU [klik!]

Zdaję sobie sprawę, że Ameryki tym postem nie odkryję, ale czuję wewnętrzna potrzebę podzielenia się z Wami moimi inspiracjami, motywacją i siłą, która... jest we mnie! (w Tobie również!) Tak, tak dobrze czytasz, tylko może musisz tą siłę odkopać z czeluści własnego ja, bo ona drzemie w każdym z nas! 
Jak to mówią: 
"dla chcącego nic trudnego!"
"chcieć to móc"
"nie oglądaj się za siebie"
"nikt nie będzie żył za Ciebie!"
"bierz byka za rogi"

Te i wiele innych banałów słyszałeś pewnie nie raz, dlaczego więc nie wcielisz ich w życie? Jeśli nie spróbujesz, jeśli nie podejmiesz ryzyka, to nic nie zyskasz, nic nie zmienisz i będziesz ciągle tkwił/a w miejscu a może nawet zaczniesz się cofać. Nie wolno zamykać się w swojej strefie komfortu i budować z niej coraz wyższego muru! Z życia należy brać garściami, bo do odważnych świat należy! 

Myślisz, że łatwo mi tak mówić/pisać, tak masz racje. Wiesz dlaczego? Bo od kiedy pamiętam żyłam pełna piersią, walczyłam o swoje i rozpychałam się łokciami jeśli musiałam, nie bałam się podejmowania decyzji i wyzwań, mało mnie interesowali inni i ich zdanie, potrafiłam też mówić "nie". Tak, zdaje sobie sprawę, że nie każdy ma tak silną osobowość jak ja i nie każdy ma taki charakterek, ale można i warto nad sobą pracować! Zacznij od małych rzeczy. Masz długie włosy i zawsze marzyłaś o krótkich? Idź do fryzjera albo sama chwyć za nożyczki i skróć je! Nie musisz od razu na chłopaka ;) Ale zrób to, jak Ci się nie spodoba, to włosy odrosną. Marzysz o  byciu sexy, ale nie masz ciała XYZ (tu wpisz swój ideał, ja nie wiem co i kto jest aktualnie na topie), to rusz dupsko z kanapy i idź na długi, szybki spacer, zacznij jeść zdrowo! Zajadając smutki kolejnym ciachem, lub zapijając piwkiem i zagryzając pizzą (tu wpisz, to co lubisz najbardziej i czym grzeszysz) pogrążasz się jeszcze bardziej! Zrzuciłeś/aś 2 kg? Super! Nie katuj się, że mało, że nie widać. Zamiast tego kup sobie w nagrodę np. nową szminkę, czy bluzkę albo upiecz jakieś zdrowe ciasteczka owsiane, czy marchewkowe. Ale UWAGA - poprzestań na kilku małych, nie zżeraj od razu całej blachy, bo szlag trafi Twój mały sukces i wpadniesz w błędne koło, bo okazać się może, że przybył kilogram. Wtedy pewnie się poddasz i za rok przed wakacjami znów zaczniesz się "odchudzać". Po co Ci to? Jesteśmy tylko ludźmi! Zdarzyło Ci się nażreć jak świnia? Trudno, wskakuj w adidasy i dresik i zapierdzielaj z ulubionym treningiem, tylko nie oszukuj! Daj z siebie 300%! A za miesiąc może się okazać, że masz 5 lub 10 kg mniej - wszystko zależy od Twojego organizmu i od tego z jakiej wagi schodzisz.
Kochasz siebie w szpilkach, ale nie umiesz w nich chodzić? Kup je sobie, zrób się na bóstwo i powrzucaj swoje selfie do sieci, daj dużo hasztagów i czekaj na lajki. Tak wiem, płytkie i narcystyczne, ale poprawia humor i raz na jakiś czas warto w ten czy inny sposób podnieść sobie samoocenę. Ważne, że działa i są efekty, a chyba o to chodzi? Tylko błagam - nie rób tego dla samego lansu, rób to dla siebie!

Dobra koniec pierdolenia, bo przykłady mogę mnożyć. 
Inspiracja? Wiem, że ludzie szukają jej na różnych grupach wsparcia, wśród znajomych, ale mnie to frustruje i odradzam mocne inspirowanie się kimś i jego efektami, bo to może odnieść odwrotny skutek. Zwłaszcza, jeśli wierzysz w cuda. Przykład? Proszę bardzo (tak będę monotematyczna, znów o ćwiczeniach). Postanowiłeś/aś sobie, że zrobisz 30-dniowe wyzwanie z Mel B (tu wpisz swoje dowolne), to naturalne, że szukasz zdjęć/filmików z efektami i co? Wyskakują laski/faceci z brzuchami jak gwiazdy fitness... Efekt? Albo całkowicie sobie odpuścisz, bo dojdziesz do wniosku, że Ty tak nie będziesz wyglądać, albo odpuścisz po kilku/kilkunastu dniach, bo nie widać takich efektów. I najgorsza opcja, zrobisz to 30-dniowe wyzwanie, efekty jakieś są, ale nie takie jak sobie wymarzyłeś/aś i wracasz do siedzącego trybu życia i hamburgerów, czy co tam lubisz wcinać. Poddajesz się. Heloł! Skoro masz brzuch Pasibrzucha, na który nierzadko pracowałeś kilka/kilkanaście lat, to nie łudź się, że w ciągu 30-stu dni będziesz miął ciało młodego boga! Ja wiem, że to frustruje, ale musisz znaleźć w sobie siłę, zagryźć zęby i zapierdalać dalej. Tak będzie pot, krew i łzy, ale bez tego niczego nie osiągniesz! Widziałeś kiedyś żeby dom wybudował się od machnięcia czarodziejska różdżką w parę sekund, zwłaszcza kilkadziesiąt lat wstecz, kiedy nie było tylu maszyn? NIE! To nie wymagaj takich cudów od siebie i od swojego ciała. Tak samo awansu w pracy nie osiągniesz w ciągu 8 godzin, zanim własna firma się rozkręci i zacznie przynosić zyski, też będziesz musiał zarwać niejedna noc i zasuwać za 3 osoby! Życie to nie bajka i mało kto ma podane wszystko na złotej tacy pod nos bez własnej ciężkiej pracy.
Podsumowując, inspirujcie się innymi, ale nie zafiksujcie się w tym. Z czasem, Ty sam powinieneś stać się inspiracja dla siebie samego, może nawet i dla znajomych? Ktoś może zapisze się na siłownię, kupi rower i będzie jeździł, wyjdzie na spacer, bo zobaczył, że Ty ćwiczysz i wyglądasz lepiej. Dożyj dnia, w którym obudzisz się i powiesz sobie "codziennie budzę się piękniejszy/a (lepszy/a lub co tam sobie wpiszesz), ale dzisiaj to już kurwa przesadziłem/am!"

Niech Twoją motywacja będą Twoje sukcesy, nawet te maleńkie! Rozpieszczaj się, bądź nieco egoistyczny/a, miej czas dla siebie. Rozkoszuj się najmniejszymi miłymi rzeczami/zdarzeniami/cheet mealem. Nie obwiniaj się jeśli coś Ci nie wyjdzie! "PADŁeś/aś? POWSTAŃ PODNIEŚ KORONĘ I ZASUWAJ!!!"

Nie porywaj się z motyka na słońce, wyznacz sobie małe cele - etapy na drodze do sukcesu! Mój przykład: na dobrą sprawę miałam nadwagę rzędu 40 kg. Myślicie, że gdybym wtedy powiedziała sobie, że w rok to zrzucę, to by się udało? Nie sądzę, to za duże obciążenie psychiczne, bo nawet jak zrzucisz 10, to i tak zostaje 30... Powiedz sobie, na początek, ze dobrze będzie jak spodnie zaczną Ci spadać z tyłka ;) potem dajmy na to dąż do 8 z przodu na wadze, do 7 do 6 i jeśli dasz radę to do 5, ale nie wyznaczaj sobie sztywnych dat! Bądź racjonalny, wymagaj od siebie dużo, ale nie za dużo! 

Jeśli mimo tego trudno Ci się zmotywować, to może spróbuj robić "raporty" w mediach społecznościowych? Chwal się swoimi sukcesami, melduj o treningach, pisz deklaracje i plany na przyszłość - mi osobiście to pomaga ;) bo jak to tak ogłosić światu, że od dziś zapierdzielam z treningami i walczę o najlepszą wersje samej siebie, zebrać ileś tam lajków i komentarzy a jutro wstawić foto, na którym obżeram się tłustymi frytkami, czy chlam piwko a obok micha chipsów?! I nie chodzi tu o niską samoocenę, czy brak wiary w siebie, ale mi takie publiczne deklaracje pomagają nie zbaczać z obranej trasy ;) Jak wszyscy, ja również mam w sobie małego, cholernego lenia, który namawia do odpuszczenia sobie. Powtarzam sobie, że co to, to nie! Za dużo już osiągnęłam swoją ciężką praca, aby tak po prostu teraz to zaprzepaścić.
Ciebie być może inspiruje, motywuje i daję siłę co innego, nie ważne co, ważne abyś znalazł/a to w sobie! I zacznij działać: od dziś! teraz! tutaj! nie od jutra! 

I chyba najważniejsze w tym wszystkim, raz na jakiś czas odpuść sobie! NOBODY IS PERFECT! wyśpij się, posiedź przed kompem, poczytaj zamiast ćwiczyć 2 godziny, zrób sobie coś pysznego do jedzenia (ale nadal zdrowego!). Jeśli musisz zaszyj się pod kocem, nawet popłacz w poduszkę, czy na ramieniu partnera. Masz do tego prawo! Nawet najsilniejsi mają gorsze dni, ale pamiętaj aby nie rozczulać się nad sobą zbyt długo, bo odniesiesz odwrotny efekt. Zamiast ulgi zdołujesz się i coraz częściej zaczniesz sobie odpuszczać pod byle pretekstem. We wszystkim należy odnaleźć umiar i osiągnąć harmonię w swoim życiu, każdy inną, swoją. Pokonujcie swoje słabości i wsłuchujcie się tym samym we własny organizm. Wszystko co robisz rób dla siebie, dbając aby to było dobre dla Ciebie. Nie staraj się za wszelką cenę dogodzić wszystkim, jak wyżej - odrobina egoizmu jeszcze nikomu nie zaszkodziła ;) 

I jeszcze jedna, bardzo ważna kwestia. Unikajcie jak ognia toksycznych ludzi, którzy próbują Was zgnoić, nie dajcie sobie wmówić, że jesteście słabi, że czegoś nie możecie, że jesteście nikim! Niestety często osobą, która Cię gnoi i poniża jest najbliższa Ci osoba...(przerobiłam to na własnej skórze). Wiem, że nie zawsze jest to łatwe, ale za wszelką cenę spróbuj się od niej odciąć. Jeśli potrzebujesz pomocy, to nie bój się o nią poprosić! Psycholodzy nie gryzą i nie są dla wariatów ;) Ja nawet w najtrudniejszych momentach ogarniałam się sama, ale nie każdy jest na tyle silny. Nie pozwólcie na to, aby ktoś dowartościowywał się Waszym kosztem!

Uff, no dobra to tyle na dziś. Możliwe, że jeszcze wrócę do tematu, bo może coś szczególnie Was zainteresowało? Może będziecie o czymś chcieli przeczytać? Macie pytania? Zadawajcie je w komentarzach, jestem ciekawa Waszego zdania na temat siły, motywacji i inspiracji.

piątek, 28 października 2016

3,2,1... START!!! Najlepsza wersja samej siebie do 30-stki!

STARTUJEMY!!!
No więc tak, to pierwszy mój post na tym blogu. Swoją przygodę z blogowaniem rozpoczęłam ponad rok temu od nieistniejącego już bloga weg_Anka_i_Tajga, który zmienił się na: Tajga - Owczarek Mazowiecki Kelpie. Z weg_Anki powstał ten oto blog, który teraz czytacie: weg_Anka_i_jej_świat. Wcześniejsze posty zostały przeniesione z poprzedniego bloga.

Tyle w woli wyjaśnienia. Dzisiejszy post będzie o totalnej zmianie w moim życiu, która rozpoczęła się w lipcu tego roku, a z którą nosiłam się od wielu lat, ale jakoś mi nie wychodziło... zawsze było jakieś "ale" - DIETA. Nie, nie będzie tu diet 1200 kcal ani głodówek! Ten post będzie jedynie wstępem do całej historii, albo przygody, która wciąż trwa.




Zaczęłam się zdrowo odżywiać, zmieniłam nawyki żywieniowe i styl życia. Poniekąd można powiedzieć, że stałam się nowa osobą, dlaczego? Pomyślałam sobie: "jak nie teraz, to nigdy!" Rok przed 30-stką, to najlepszy czas na zmiany. Zmiany totalne. Mam zamiar do tego czasu osiągnąć najlepszą wersję samej siebie! :) Nie dam Wam recepty na sukces, ale może zmotywuje kogoś do działania? Zainspiruje do walki o samą (samego - może jakiś pan też to przeczyta ;) ) siebie. Nie ma jednego sposobu na osiągnięcie celu dla każdego. Nasze ciała i organizmy różnią się od siebie, prowadzimy różny tryb życia, mamy różne cele, inne rzeczy sprawiają nam przyjemność itd itp.

Zaczęłam od banału - MŻ (mniej żreć) :P i tak w jakiś miesiąc straciłam 10 kg ;) to mnie niesamowicie zmotywowało, bo skoro bez większego wysiłku tyle się udało, to może warto bardziej się wysilić i pociągnąć dalej odchudzanie.

Dodam, że zawsze prowadziłam mocno aktywny tryb życia i mimo sporej nadwagi miałam dobrą kondycje. Posiadanie psa od niemal 3 lat i codzienne spacery po 8-15 km tylko mi w tym pomagały ;) od dzieciaka uwielbiałam jeździć na rowerze i temu zawdzięczam moje mega łydy, z którymi niewiele można niestety zrobić...

Dobra na dziś tyle, bo to tylko wstępno-organizacyjna notka. Jesteście ciekawi "diety"? Treningów? Motywacji? Efektów? - zachęcam do obserwowania ;) Tak wiem, blog nie wygląda jeszcze zbyt dobrze, ale obiecuje go ogarnąć! Muszę przemyśleć jeszcze parę rzeczy. Mam nadzieje, że tak jak dla mnie i dla Was treść będzie ważniejsza od zdolności informatycznych ;)

Co dziś zrobiłaś/zrobiłeś dla siebie? Ja jestem już po treningu i staram się dbać o "czystą michę" oraz picie dużych ilości wody.

Chcesz dobrej rady? NIE MA "OD JUTRA!"

Zamiast tylko oglądać metamorfozy i filmiki z ćwiczeniami i zazdrościć innym sama/sam "ZACZNIJ TU i TERAZ, OD DZIŚ!"

Miłego dnia :) :) :)



czwartek, 4 sierpnia 2016

Co mi daje większego kopa niż poranna kawa?

niestety dzis ze względu na deszcz i brak dobrego światła zdjęć brak, tu aport podczas ciepłego letniego popołudnia
Ciekawe jaka była Wasza pierwsza myśl po zobaczeniu tytułu tego posta? ;) Tak się zastanawiam, czy ktoś zgadł o czym będzie dzisiejszy wpis...

Zacznę od tego, że za kawą nigdy jakoś szczególnie nie przepadałam - fakt piję, ale słabą, rozpuszczalną, tylko jedna dziennie do śniadania, no i z mlekiem (roślinnym oczywiście!)

Wiecie co mi w takim razie daje prawdziwego kopa z rana? Potężny zastrzyk endorfin? Dlaczego chce mi się żyć bardziej, nawet jeśli za oknem chmury? Tym kopniakiem jest poranny, dłuuugi spacer z Tajgą! (zawsze jakieś 10 km, najlepiej jak uda się 15 i więcej...)

Dzisiejszy ranek. Budzik 4:30. Siku, kupka, mycie włosów, szybkie suszenie, szklanka wody w między czasie, 2 naleśniki z wegańskim twarożkiem jagodowym, jakieś ciuchy na siebie, wrzucam do psiej torby psie akcesoria, woda, piłki, woreczki, smaczki. Godzina 5:15 wychodzę z domu, po 5 minutach zaczyna padać lekki deszczyk, nie chce mi się wracać po kurtkę, zaraz przestanie pomyślałam - nie przestało... To nic! Spacery w deszczu maja swój urok! Szczerze nawet nie czułam, że pada, nie przeszkadzało mi jeziorko w butach, woda kapiąca z włosów. Tajga szczęśliwa, ja również. Dochodzimy do parku, budzę się na dobre, Tajga aportuje Liker jak szalona, przeciągamy się. Czuje się świetnie - tylko ja i mój pies. Deszcz zelżał robimy około 5 km spacerkiem po parku, potem znów aport, głaski i przytulaski. Wracamy do domu, jest 7:10, mokre, brudne i szczęśliwe. Suszenie, szybka zmiana ciuchów, Tajga dostaje swoją miskę, potem żwacze, jak wychodzę, kawka. 7:35 jestem na przystanku, jadę do pracy, jestem już 3 godziny na nogach a czuję, że mogę przenosić góry!

Kocham poranne spacery z moim psem! Gdybym tylko jeszcze nie musiała później gonić do pracy, ale cóż... life is brutal!

Nigdy nie sądziłam, że kiedyś będę wstawała tak wcześnie rano dlatego, że chcę, a nie muszę. Mimo, że jestem na diecie baterie mi się nie rozładowują. Po powrocie do domu i krótkim oddechu biorę się za trening - twister 15 min, agrafka, rowerek stacjonarny 15 km w 34 minuty, brzuszki. Zrobiłam obiad na jutro. No i siedzę przed kompem, bo postanowiłam wrzucić taki luźny post. Zdaję sobie sprawę z tego, że być może nie ma takiej drugiej wariatki jak ja :P  Ale ja kocham poranne spacery - prawie pusty park, wyludnione jeszcze ulice, brak nieogarniętych psów i ich właścicieli, poranny chłodek, szczęście wymalowane na pysku mojej suczy... Chwilo trwaj! Dodam też, że jeszcze bardziej uwielbiam takie spacery w dni wolne od pracy, kiedy mogę sobie przedłużyć taki spacer do 3-4 godzin, dobić na liczniku więcej kilometrów, powłóczyć się ot tak bez celu i bez pośpiechu, czasem porzucać dekle. Szkoda, że nie mamy nikogo do towarzystwa podczas takich naszych wariacji porannych...

Nigdy nie sądziłam, że kiedyś będę bez złości i przymusu spacerowała w deszczowy, pochmurny poranek i w dodatku, że będzie mnie to jarało! 

Dochodzi moja 17-sta godzina na nogach, a ja chciałabym coś jeszcze zrobić, gdzieś wyjść. Lubię żyć na maxa, nie znoszę marnować życia i czasu! Tak mnie jakoś naszło na spontana podzielić się tym z Wami :) 

A co Wam daje kopa mocniejszego niż poranna kawa? Jestem bardzo ciekawa, czy macie jakieś swoje małe fiksacje ;) 

Dobrej nocki! (jutro w końcu weekend!)