czwartek, 23 czerwca 2016

Koszulki KynoArt - jak sprawdzają się w użytkowaniu? Czyli z Tajgą na plecach przez świat :)

Uff... w końcu udało mi się przysiąść i dokończyć recenzje naszych personalizowanych koszulek, no i oczywiście uczciwie je przetestować! i prać, prać, prać! Wybaczcie zdjęcia - na niektórych ostrość odmówiła współpracy i światło odbija się od nadruku, mimo wielu prób poległam (dysponuje póki co tabletem).

Śledzący losy Tajgi na bieżąco, na pewno wiedzą, że suczydło ma za sobą 2 sesje fotograficzne w terenie (w planach 3, tylko czasu mało...). Podjęłam decyzje o starcie w Dog Games 2016 Spring i zamarzył mi się występ w personalizowanych koszulkach. Wybór nie mógł być inny niż KynoArt,

"koszulki, bluzy, kubki, poduszki, plecaki, gadżety foto, sesje zdjęciowe, grafika dla hodowców, sportowców, bloggerów"

bo bardzo dobrze wspominam obie sesje zdjęciowe z Sonią oraz jestem bardzo zadowolona z efektu Jej pracy. No i wolę dać zarobić małej lokalnej firmie, znajomym, którzy indywidualnie podchodzą do klienta ;) Koszulki towarzyszyły nam również na Dog Games 2016 Summer.
lewy górny i dolny róg - plecy koszulki, prawa strona - przód
Koszulki KynoArt - pierwsze wrażenie: 
  • gruba i zarazem milutka w dotyku bawełna - nie jakaś tam chińska szmata ze sztucznymi domieszkami
  • nadruk wygląda na dobrze zrobiony, kolory są nasycone
  • szycie porządne - nitki nie sterczą, nic się nie pruje, szwy są proste
  • ściągacz dookoła szyi wygląda na solidny - jest spora szansa na to, że się nie rozciągnie jak gumka  w starych gaciach :P 
  • czerń w głębokim odcieniu czerni, a nie jakiś pseudo czarny kolor
Zjarana szczęściem i tryskająca dumą posiadaczka koszulki :) wybaczcie pierdolnik - w kawalercie trudno o wolny kąt... :P 
Wykonanie i realizacja zamówienia:
  • bardzo dobry i szybki kontakt z właścicielką KynoArt [FB KynoArt]
  • miłe i prosesjonalne podejście do klienta
  • każde indywidualne zamówienie jest wyjątkowe i takie jakiego chcemy - w granicach zdrowego rozsądku ;)
  • projekt graficzny dostałam do wglądu i ewentualnie mógł zostać dalej dostosowany do moich potrzeb
  • realizacja zamówienia od chwili zaksięgowania pieniędzy do otrzymania paczki (Paczkomaty - chwała im za tą możliwość) ok 48 godz
  • wszystkie napisy, zdjęcie i grafika są dokładnie takie jakie chciałam
  • mała wpadka z "L" zamiast "Ł" w napisie "Michał" - mamy "Michal" ;) zwyczajnie myślałam, że nie ma polskich znaków, ale jakoś mi to nie przeszkadza (reklamacje uznałam za bezsensowną burze w szklance wody)  

Koszulki podczas użytkowania:
trochę zwlekałam z założeniem koszulki ze względu na pogodę - paczkę dostałam, jak się nie mylę 9 marca, a pierwszy spacer odbyłam 17 kwietnia. Jak było? Super! jak wspominałam bawełna jest porządna, gruba, mięsista, ale jednocześnie dobrze przewiewna. Przy temperaturach powyżej 25 stopni jest mi w niej jednak za ciepło, ale to standard - wolę wtedy bardziej odkryte koszulki ;)

Jak koszulki (nadruk!) zniosły pierwsze  pranie?
Koszulki początkowo prałam ręcznie (nie chciałam za szybko zniszczyć takich cudeniek) w płynie przeznaczonym do prania czarnych ubrań. Delikatnie i bez mocnego wyżymania, płukanie tak samo. Prałam i płukałam je niemal w zimnej wodzie a i tak lekko puszczały kolor - woda była ciemna (podczas kolejnych prań również). Na szczęście kolor koszulek póki co pozostaje bez zmian, nie blaknie. Nadruk galaxy z przodu leciutko rozchodzi się pionowo czego nie widać z daleka, ale wystarczy leciutkie naciągniecie materiału i widać gdzieniegdzie. Nic nie poodpadało, nie ma też pęknięć. Ogólnie nadruk wygląda, tak jak pierwszego dnia. Koszulki nie straciły swojego kształtu, nie rozciągnęły się ani nie zbiegły. Brud po psich łapkach sprał się bez najmniejszego problemu.

Po info od innych użytkowników, że piorą je bezproblemowo w pralce - zaryzykowałam! i... nie żałuję ;) Koszulki nadal są jak nowe, nadruk w całości, nie ucierpiał ani trochę. Jedynie trzeba pamiętać o zmniejszeniu obrotów, ja zmniejszyłam do 400 producent zaleca maksymalnie 600, temperatura prania 40 stopni.

Plusy koszulek:
  • wykonane z porządnej bawełny
  • nadruk śliczny, dokładnie taki, jak zamówiłam
  • przyjemne dla skóry, nosi się je komfortowo
  • nie barwią skóry, jak chińszczyzna, nie zostawiają też "kłaczków" na ciele kiedy się spocimy, co ma miejsce przy kiepskiej jakości koszulkach
  • dość przewiewne, mimo wykonania z grubej bawełny
  • szybki czas realizacji
  • dobrze strzepane i suszone "na prosto", na wieszaku, czy na leżąco nie wymagają prasowania, którego nienawidzę :P
  • nie rozciągają się, nie zbiegły się, trzymają fason
  • czarny kolor nadal jest jak nowy (prane zawsze w płynie do prania czarnych ubrań)
  • można prać je w pralce! i są nadal jak nowe! UWAGA - wyłącznie zgodnie z zaleceniami producenta na metce, bo inaczej nie ma gwarancji, że nadruk to przetrzyma

Minusy koszulek:
  • jak każda bawełniana koszulka, ta również przyciąga kłaczki i sierść jak magnes
  • dla zachowania nadruku jak najdłużej początkowo prałam je ręcznie, a to pochłania trochę czasu
  • szkoda, że normalna damska rozmiarówka jest ciut mała na "większe" osoby, dlatego zamówiłam sobie męską L, przez to jest ciut przydługa, ale może przez to będzie też dobra do legginsów
  • cena jest trochę wysoka i boli, ale koszulki są jej jednak warte! (do ustalenia indywidualnie i w zaleznosci od modelu 55-65 zł)
Nadruki z bliska, tak wyglądają po ok 10 praniach
Kusiło mnie jeszcze zamówienie plecaka, kubków, poduszki, koca, bluz z Tajgą... chyba pora zagrać i wygrać w lotka! :P Typowa zakochana w swoim psim dziecku psia mamuśka ;) No i... plecak i bluzy już od prawie tygodnia są u mnie :D Recenzji spodziewajcie się jakoś jesienią! Może w przyszłości skuszę się na coś tajgowego z folkowym-kwiatowym motywem?

! ! ! Dla samodzielnych na stronie sklepu można samemu zaprojektować odzież lub gadżety z własną grafiką/zdjęciem/napisem [KLIK]! ! !

! ! ! Jeśli zrobisz zakupy za 200 zł dostawę kurierem DPD masz gratis ! ! !

Jeśli macie chrapkę na spersonalizowane ciuchy lub akcesoria to gorąco polecam KynoArt. Znajdziecie ich również na Instagram KynoArt

niedziela, 15 maja 2016

Życie z psim sportowcem, czyli zmiany w naszym życiu spowodowane posiadaniem psa

Pies to stan umysłu! - zapsiłam się do tego stopnia, że około 2,5 roku temu nawet nie wiedziałam, że tak można! (i zaraziłam tym Michała ;) ) Kiedyś nie sądziłam, że pies aż tak zmienia człowieka i jego życie, że nagle wszystko się przewartościowuje. Chyba podobnie jak z dzieckiem - nagle masz kogoś, kto jest całkowicie od ciebie zależny. Ubiegnę tok myślenia, co po niektórych - nie jest to przelany instynkt macierzyński, ani też tęsknota za dzieckiem :P (o tym przy innej okazji - dla ciekawskich)
dzis tylko 1 zdjęcie ;) 
Pisząc bloga, myśląc nad tytułami wpisów, analizując nasze życie, układając sobie w głowie o czym pisać najpierw doszłam do wniosku, że... Tajga nie byłaby takim fit, sportowym psem, gdyby nie... lęk separacyjny i nasze próby zapewnienia jej dostatecznej dawki ruchu wszelakiego [TU]. Biorąc psa od Ewy, tą "małą, wredną cholerę" nawet nie przypuszczałam, że wystartujemy w jakichś zawodach![TU] Ewa ma nosa do psów!

Do rzeczy! Jak się zmieniło nasze życie od kiedy jest z nami Tajga?
  1. Koniec spania do południa! Budzik, w zależności od dnia tygodnia i od napięcia grafiku dzwoni zawsze między 6:00 a 6:30 rano
  2. W upalne dni poranny spacer wypada w godzinach 4:00-8:00 o ile oczywiście praca nam na to pozwala - potem odsypianie (o ile praca na to pozwala...) Uwielbiam, kiedy o tym wspomnę a ludzie patrzą na mnie jak na wariatkę :P 
  3. Idziemy na koncert/wychodzimy wieczorem? najpierw wyspacerowujemy psa! no i po powrocie też o tym nie zapominamy ;) 
  4. Wyjazd/podróż/wolny dzień/długi weekend? planujemy tak, aby spędzić go wspólnie i miło razem z psim członkiem rodziny! Tajga tylko raz była pod opieką petsiterki - pies na festiwalu w Jarocinie nie czułby się dobrze, raz też "nocowała" u znajomej zapsionej Doroty. Nie lubię rozstawać się z moim psim dzieckiem! 
  5. Koniec strojenia się i pięknych ciuszków! No chyba, że psa nie ma w pobliżu ;) Zaopatrzyliśmy się w duuużą ilość dresów i koszulek, w których czujemy się swobodnie i komfortowo, a brud, ślina, pot, krew, woda i trawa nie są im straszne. [DRESS CODE]
  6. Wygodne buty to podstawa! 
  7. Poznaliśmy wielu nowych ludzi, z częścią utrzymujemy stały kontakt i bardzo się polubiliśmy, Kiedy są dni, że na horyzoncie ani jednego żywego psiarza, to czas się piekielnie dłuży - zwłaszcza, gdy pogoda mało sprzyja spacerowaniu. Na psiarzy zawsze można liczyć! 
  8. ... złych i wrednych ludzi też niestety nieustannie poznajemy :/ 
  9. Spacery stały się dla mnie sensem życia, jeśli muszę pracować 10 godz dziennie przez kilka dni, to mam wrażenie, że się duszę bez ruchu. Spacery i aktywny tryb życia pozwala mi wypocząć. Nic nierobienie jest dla mnie męczące.
  10. Psie kłaki w tofucznicy! ...i w każdym innym możliwym miejscu :P 
  11. Dzień kończymy wieczornym spacerem, który najczęściej wypada w okolicach godziny 21:00 i trwa od 20 do 60 min
  12. Koniec z anonimowością w bliższej i dalszej okolicy ;) teraz znamy praktycznie wszystkich posiadaczy psów a oni znają nas. Często nie mamy naszych imion, spotykani ludzie też nie - identyfikujemy się imieniem psa ;) 
  13. Poprawiła się naszą kondycja oraz wzrosła nasza odporność. Średnio każdego dnia robimy ok 8 kilometrów, jeśli tylko czas, pogoda i zdrowie pozwalają chętnie wydłużam ten dystans do nawet 20 km podczas 1 spaceru! 
  14. Znacznie pogłębiła się moja (Michała nieco mniej) wiedza z zakresu weterynarii oraz behawiorystyki.
  15. Mamy osobisty, żywy termoforek w łóżku. W upalne noce to niestety przekleństwo... jednak i Tajdze bywa z nami za gorąco i wybiera wtedy posłanie na balkonie.
  16. Podczas uniesień towarzyszy nam oskarżycielski, sfochany i oburzony wzrok zza krat :P Dobrze, że Tajga wtedy nie wyje i generalnie sama grzecznie idzie na miejsce, czyli do klatki.
  17. Mam nowe hobby - frisbee.
  18. Im dłużej mam psa, tym bardziej wkurzają mnie ludzie, przestałam lubić zakupy, nie lubię załatwiać przyziemnych rzeczy bez Tajgi - wolałabym jej poświęcać ten czas. Jeśli tylko możemy bierzemy ją ze sobą na pocztę, do banku, do apteki, na obiad/lody, na drobne zakupy.
  19. Ciągle uczymy się czegoś nowego. Michał stał się bardziej otwarty, towarzyski a za razem stanowczy, w innym przypadku, to on chodziłby na smyczy zamiast Tajgi, bo to niezła cwaniara.
  20. Nasze życie jest uregulowane, można rzecz zrutynizowane - Tajdze było to potrzebne do przezwyciężenia lęku separacyjnego.
Pewnie zaraz ktoś zarzuci mi narzekanie, nic bardziej mylnego! Pies to wielki obowiązek na kilkanaście lat. Gdyby ludzie byli bardziej odpowiedzialni i zdawali sobie z tego wszystkiego sprawę pewnie byłoby mniej nieszczęścia i zwierzęcych tragedii. Zwierzak zachoruje? musisz zapewnić mu opiekę lekarza i swoją, jeśli to problemy gastryczne, to również częstsze spacery - również w nocy.

Tak, jasne nie musimy !ALE CHCEMY I NIE WYOBRAŻAMY SOBIE INNEJ OPCJI! robić z Tajgą długich, wymyślnych spacerów i treningów. Nie musimy rano wstawać, bo pewnie fizycznie wytrzymałaby dłużej. Tak, można wyjść pod blok za potrzebą i wrócić do domu, ale po co? Nie po to mam psa żeby był dekoracja wnętrza. Jeśli źle się czuję, jestem chora/zmęczona lub zwyczajnie nie chce mi się iść do parku, to mam potem wyrzuty sumienia, czegoś mi brakuje. 

Nie umiem (umiemy) już żyć bez psa, bez Tajgi. Kiedy jadę do babci i zostawiam ją z Michałem, to cholernie mi jej brakuje, ciągle myślę, co robi, czy zjadła, czy jest zdrowa, czy ma dokładnie sprawdzone ciałko na wypadek obecności kleszcza... Kiedy budzę się rano wyciągam rękę, aby ją pogłaskać, ale jej nie ma - jest w Warszawie z tatusiem. Jak ona mnie wita kiedy wracam... ;) 

Marzenia? Wygrać w lotka i nie musieć pracować, adoptować kolejnego psa z predyspozycjami do sportu i mieć dla niego więcej czasu, na treningi, szkolenia (agility, obi, IPO, seminaria frisbee). Nie, nie zmuszałabym go do bycia najlepszym we wszystkim, sam wybrałby, to co kocha, tak jak Tajga wybrała frisbee. Potem kolejny pies i tak do 4-5, rzecz jasna pod warunkiem, że radziłabym sobie z panowaniem nad takim stadkiem. Wszystko z głową. Teraz nie robilibyśmy niczego na czuja na przypał, tylko świadomie.

Jakie jest więc teraz nasze wspólne życie z Tajgą? LEPSZE!!! 2+1 ;) bardziej aktywne, nie marnujemy czasu na pierdoły. 

Jasne, że są gorsze dni, że mamy ochotę udusić tą wredna potworę, ale w życiu nie wszystko i nie zawsze jest kolorowe! Gdyby zawsze było tylko cukierkowo, to byłoby nudno :P już nie jeden siwy włos mi przybył przez psią córeczkę.

W naszym stadzie, to ja pełnię rolę przywódcy stada i... dobrze mi z tym! (tak, tak dobrze widzicie, wyznaje zasadę przywództwa i stada, ale nie mam klapek na oczach).

A czy Wasze życie się zmieniło od momentu kiedy mieszka z Wami pies/psy? To Wy mieliście psiego fioła, czy Wasze drugie połówki przeciągnęły Was na psią stronę mocy?

Miłego niedzielnego popołudnia ! 



środa, 20 kwietnia 2016

Przekaż swój 1% dla Koterii !!!

zdjęcie pochodzi z FB Koterii

KOTERIA jest jedyną lecznicą w Warszawie, która zupełnie za darmo kastruje/sterylizuje koty miejskie wolno żyjące, więcej info znajdziesz: strona internetowa ośrodka oraz fanpejdż.

Tylko 10 dni "pozostało do rozliczenia się z fiskusem. Tych wszystkich, którzy jeszcze tego nie zrobili i nie zdecydowali, komu przekazać 1%, prosimy o wsparcie dla nas. W naszym Ośrodku na Chrzanowskiego kastrujemy i opiekujemy się po kastracji kotami miejskimi. Mamy doświadczony zespół: lekarz i pielęgniarze, który potrafi sobie poradzić z każdym dzikuskiem. I dlatego możemy koty nie tylko kastrować, ale i leczyć. A wiele z nich (w ubiegłym roku była to jedna trzecia przyjętych kotów) naprawdę tego potrzebuje. Jak widoczna na zdjęciu trikolorka z bardzo chorymi oczami, która właśnie przebywa w Ośrodku. Koteczka prawdopodobnie straciła miejsce bytowania po śmierci opiekunki i przybłąkała się do warsztatu samochodowego z dwójką kociąt. U nas dostanie potrzebną pomoc.

Właśnie po to powstała Koteria, żeby znacząco poprawić los kotów miejskich. Od Was zależy, czy będzie trwać dalej. Pamiętajcie o nas rozliczając swój podatek, zapytajcie rodzinę i znajomych, może i wśród nich znajdą się osoby, które zechcą wesprzeć koty wolno żyjące. Udostępnijcie nasz post, to szansa na dotarcie do większej liczby zwierzolubów. Pieniądze zbierane z 1% są ogromnym dofinansowaniem, które pomimo różnych trudności pozwala nam prowadzić Ośrodek i działać na rzecz kotów już siedem lat!
_________________________________
Tutaj: http://tnij.org/r6zfmdc można bezpłatnie rozliczyć swój podatek i przekazać 1% na Fundację ARGOS, która prowadzi Ośrodek dla kotów miejskich Koteria. KRS 0000286138" - cytat z FB Koterii

Ośrodek Koteria można wspierać także robiąc zakupy w sklepie Zooplus, Ciebie to nic nie kosztuje, a pomagasz.
zdjęcie pochodzi z FB Koterii
Jak to zrobić? To dziecinnie proste!
"Kupując w sklepie Zooplus nie tylko korzystasz ze świetnych ofert cenowych, ale również możesz pomóc kotom miejskim z Koterii!
5 % wartości Twoich zakupów trafi do nas, wystarczy, że wejdziesz do sklepu klikając baner na naszej stronie www.koteria.org.pl." - cytat z FB Koterii

Późno zabrałam się za ten wpis, ale może ktoś jeszcze się nie rozliczył i nie wie komu przekazać swój 1% a może dzięki temu przekaże go Koterii? ;) 

Koteria, to nie tylko bezdomne koty, tu można wykastrować/wysterylizować swoje domowe koty i psy - ceny są bardzo konkurencyjne, a opieka medyczna bardzo dobra! Pieniażki za wykonany zabieg pomagają w realizacji celów statutowych Ośrodka. Tajga poleca ;) W przyszłości będzie cały post poświęcony zabiegowi sterylizacji. 

Rozliczając swoje PIT-y pamiętajcie o Koterii !!! Dziękuje w imieniu swoim i Ośrodka.  (sami już chyba 3 raz z rzędu wspieramy w ten sposób Koterie)

czwartek, 31 marca 2016

Ulubione wegańskie blogi, które najczęściej mnie inspirują

Blog weg_Anki a mało w nim wegańskich wpisów, Tajga zdominowała jego treść. Dlaczego? - uważam, że jest już tyle fajnych blogów wegańskich, że ja z moim krótkim stażem nic nowego do tematu nie wniosę.
Dziś polecę Wam blogi, które inspirują mnie w kuchni, bo zwykle zmieniam coś w przepisach - proporcje, składniki, bo czegoś nie mam lub mam za dużo, albo zamieniam jakiś składnik na tańszy odpowiednik.
Nie mam niestety za wiele czasu na czytanie blogów lifestylowych...
Najczęściej zaglądam tu:

Kolejność jest przypadkowa - nie jest to żadne wypunktowanie od najlepszego do gorszego. Podziwiam ich za zapał z jakim gotują, robią piękne zdjęcia i dzielą się z innymi przepisami. Ja czasem nie mam czasu i siły na zrobienie czegoś z mrożonych warzyw i muszę ratować się gotowcami... 
Jeśli coś/ktoś zainspiruje mnie niebawem zrobię aktualizacje lub napisze kolejną krótką notkę. Jeśli macie jakieś pytania odnośnie weganizmu, to śmiało zadajcie je w komentarzach :) 

Miłego dnia! 



wtorek, 1 marca 2016

Jak to było z tym weganizmem?

Mamy pierwszy dzień marca, za oknem sypie śnieg, korzystając z wolnego przedpołudnia napiszę trochę o sobie, bo póki co posty dotyczyły Tajgi.
Od zawsze kochałam zwierzęta, nie mogłam znieść ich krzywdy. Jakoś na początku podstawówki zobaczyłam przypadkiem film w TV o transporcie koni do rzeźni... Nigdy szczególnie nie lubiłam mięsa. Teraz już wiedziałam, że muszę przestać je jeść - pozostała walka z rodzicami i babcią - jako dziecko niewiele mogłam oprócz dawania cichaczem pod stołem kotleta czy szynki kotu albo psu.

Oficjalnie weganką jestem od 1 czerwca 2015 roku. Wcześniej byłam wegetarianką, która czasem grzeszyła i jadła rybę, czy galaretkę (bo niby ryby takie zdrowe, bo nie wiedziałam jak zrobić galaretkę w domu). Jak się ma 12-13 lat i mieszka prawie tam gdzie diabeł mówi dobranoc ciężko samemu gotować, jeszcze ciężej z dostępnością wegańskich produktów... Kotlety i pasztety sojowe to był wtedy szczyt marzeń! No i owoce/warzywa z babcinego ogródka! :) Sama musiałam dla siebie gotować, bo w domu podstawiano mi zupę na trupie - przecież tam nie ma mięsa :P Początkowo wpadłam w pułapkę nabiałową... nie byłam wtedy tak świadoma, co dzieje się z krowami mlecznymi... Internet nie był jeszcze wtedy tak powszechny jak teraz, a dieta roślinna nie była modna. W rodzinnej miejscowości byłam dziwadłem - podobało mi się to! Byłam, jestem i będę typem niepokornym, buntowniczką, kimś kto idzie pod prąd, wzbudza kontrowersje.

Kiedy po studiach przeniosłam się do Warszawy, nagle mocno poszerzyła się dostępność różnych produktów, zaczęłam gotować i jeść bardziej wegańsko niż wegetariańsko. Nie mogłam tylko wyobrazić sobie życia bez mleka i sera żółtego. Musiałam chyba do tego dojrzeć ;) Teraz nie tęsknie już za żadnymi smakami, mam więcej energii, czuję się trochę lepszym człowiekiem.
Nauczyłam się czytać bardzo dokładnie składy wszystkich produktów, bo są różne kwiatki, oj są! Przykład? hummus w Lidlu z... serem (sic!). Najgorzej idzie mi weganizowanie kosmetyków, środków czyszczących piorących itp., bo nagle okazało się, że praktycznie wszystkie znane firmy testują na zwierzętach, że w produktach są jakieś składniki odzwierzęce... Sprawy nie ułatwia moja wrażliwa, alergiczna i kapryśna skóra.

Co mnie wkurza? Ignorancja i niewiedza innych, ale już coraz mniej - nie mam zamiaru na każdym kroku tłumaczyć się komuś z moich wyborów! Pamiętam głupie miny pań w Simply, kiedy poprosiłam o listę ze składem pieczywa (tak, tak - czasem ciężko o wegańskie pieczywo w sklepie). Irytuje mnie trochę obłuda blogerów, jutuberów itp. (pisownia celowa) - jedzą mięso, noszą skóry, ale promują się w wegańskich knajpach, albo gotując coś wegańskiego. Z drugiej strony może to i dobrze? Zwykli ludzie może czasem zrezygnują z mięsa - zawsze to jakiś plus. Niestety potem wielu z nich uważa, że jemy kurczaka i ryby :P Cóż, coś za coś!

Mój facet dzięki mnie zrezygnował z mięsa, ale jeszcze nie może przekonać się do weganizmu. Ja ciągle odkrywam nowe smaki i gotowanie sprawia mi wielką przyjemność (jedzenie niestety też hehehe).

Dobra, nie przynudzam już! kolejny wpis będzie o żywieniu mojego psa - tak jestem zła, jestem jestem obłudnym potworem, bo nie podaje Tajdze wegańskiej karmy. Zdjęcia dla niedowiarków, co myślą, że żremy tylko trawę i kamienie ;) Jak chcecie pytajcie o szczegóły, albo hejtujcie - co kto lubi, have a nice day!